Podłogę w naszym blaszaku zrobiliśmy sami, choć muszę przyznać, że było to jedno z najtrudniejszych zadań, z jakimi do tej pory przyszło mi się zmierzyć. Wydawało się, że 16 m² kostki to nie jest wielkie zamówienie, ale okazało się, że nikt nie chciał się zainteresować takim zapytaniem. Byłam zdeterminowana, żeby znaleźć rozwiązanie, więc zaczęłam szukać w najróżniejszych miejscach.

Na początku sprawdzaliśmy płyty chodnikowe. Ceny były bardzo wysokie – płyta 50×50 cm kosztowała około 10-12 zł za sztukę. Postanowiliśmy poszukać płyt z drugiej ręki, jednak szybko okazało się, że 16 m² to spory ciężar i musielibyśmy zorganizować odpowiedni transport, co generowałoby dodatkowe koszty. Następnie zaczęliśmy szukać mniejszych płyt, takich jak 35×35 cm – zarówno nowych, jak i używanych.
Kiedy płyty chodnikowe okazały się poza naszym zasięgiem, pomyśleliśmy o kostce brukowej. Stwierdziliśmy, że jeśli zdecydujemy się na kostkę, to później wykorzystamy ją w ogrodzie, na przykład do ułożenia jakiejś ścieżki. Zaczęłam dzwonić do firm, pytając, czy nie mają resztek kostki z innych projektów, ale niestety, wszyscy odmawiali. Próbowałam też skontaktować się z firmami brukarskimi, z nadzieją, że może mają u siebie kostkę z rozbiórek. Niestety, nic z tego nie wyszło.
W międzyczasie publikowałam zapytania na lokalnych grupach na Facebooku, ale odzew był znikomy. Ktoś zasugerował, że w mieście trwa wymiana chodnika i być może uda się coś znaleźć. Pojechałam na wskazane miejsce, ale niestety okazało się, że żadnych materiałów tam nie było. Instrukcje dotyczące lokalizacji były zbyt lakoniczne, więc nawet pytanie okolicznych mieszkańców nic nie dało. Próbowałam również wypytać na pobliskim targu, ale i tam nie udało się znaleźć żadnych wskazówek.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na zakup nowych płyt chodnikowych. Zamówiliśmy 150 sztuk o wymiarach 35×35 cm w pobliskim składzie budowlanym, płacąc po 7 zł za sztukę. To nie była najtańsza opcja, ale była dostępna od ręki i oszczędziła nam dalszych poszukiwań.
Sam proces układania podłogi również wymagał sporo pracy. Nasz operator koparki najpierw zdjął wierzchnią warstwę humusu. Następnie wysypaliśmy piach, który został starannie zagęszczony, a potem przystąpiliśmy do układania płyt. Damian podsumował naszą pracę z humorem, stwierdzając, że może nie nadajemy się jeszcze na założenie firmy brukarskiej, ale spokojnie moglibyśmy pracować jako „złote rączki” w spółdzielni mieszkaniowej, zajmując się konserwacją.
Płyty, które teraz tworzą podłogę blaszaka, na pewno się nie zmarnują. W przyszłości planujemy wykorzystać je do ułożenia ścieżki do drzwi garażowych, które wychodzą na ogród. Dzięki temu łatwiej będzie się dostać do sprzętu schowanego w garażu. Takie drobne elementy infrastruktury mogą bardzo ułatwić codzienne życie, a przy tym wyglądają estetycznie.
A jak wyglądała Wasza przygoda ze stawianiem blaszaka? Macie podobne historie?