Na fachowców czasem trzeba poczekać. Każdy, kto budował lub choć raz remontował, wie, że oczekiwanie na specjalistów z polecenia bywa dłuższe. W naszym przypadku wybór padł na geodetę Dawida. Poleciła go nam nasza architekt adaptująca – współpracowali już wcześniej, co gwarantowało płynniejszą wymianę dokumentów. To dla nas duży plus, że mogli przekazać sobie wstępne szkice map do celów projektowych bez angażowania nas.
Zajmowanie się ważnymi sprawami w wakacje, w środku sezonu urlopowego, pokazało nam, że czasem trzeba uzbroić się w cierpliwość. Tak było z naszym geodetą. Damian zlecił usługę na początku czerwca, a dopiero w sierpniu spotkałam się z geodetą na naszej działce.
Oczywiście to on poinformował sąsiadów, że danego dnia będą tyczone granice i poprosił ich o obecność. Pech chciał, że pojawił się on – nasz piekielny sąsiad.

Kiedy tylko dowiedział się, że część działki, którą uważał za swoją, należy do nas, mina mu zrzedła. Jego wyobrażenie o większym kawałku ziemi runęło. Niepotrzebnie zapytałam, czy nie widział swojej działki w geoportalu – stwierdził, że zamiast prostej granicy powinien mieć dodatkowy trójkąt ziemi. Dokładnie ten kawałek ziemi, na której Damian stoi.
Nasze działki oddzielają piękne, około 60-letnie drzewa, które dają cień i chronią przed wiatrem. Niestety, sąsiad, dowiedziawszy się, że drzewa rosną na jego terenie, zaczął grozić, że je wytnie. Cała sytuacja była dla mnie bardzo stresująca, szczególnie że byłam sama – Damian nie mógł wziąć wolnego.
Kocham naturę i niechętnie podchodzę do wycinania drzew, zwłaszcza takich, które nikomu nie przeszkadzają. Co ciekawe, działka sąsiada jest opuszczona. Znajdują się tam dom i stodoła, które popadają w ruinę – zbyt wielu właścicieli nie może dojść do porozumienia, więc wszystko niszczeje z roku na rok.
Od tamtego spotkania minęło kilka miesięcy, a drzewa nadal stoją.
Geodeta zakończył swoją pracę, sporządził mapę do celów projektowych, wytyczył brakujące granice działki i zgłosił je do Starostwa. Po kilku miesiącach otrzymaliśmy oficjalną informację, że jesteśmy właścicielami 35-arowej działki.
Zapewne kiedyś, gdy pomiary nie były tak precyzyjne jak dziś, mogło dojść do pewnych zaokrągleń. Dla nas to korzystne – można powiedzieć, że działka nam „urosła”.