Poznaliśmy strażaków z OSP, ponieważ wezwaliśmy ich do likwidacji gniazda os. Jak pisałam już wcześniej, porządkowanie działki trwało przez kilka miesięcy. Mamy dużą działkę, 34 ary i walczymy z topolą samosiejką, która rośnie jak na drożdżach. Dodatkowo mieszkamy prawie dwie godziny drogi samochodem od naszej działki. Dlatego zwykle tylko sobota wchodzi w grę, jeśli potrzebujemy coś popracować sami.

Podczas jednego z przyjazdów Damian, jak zawsze, zajął się koszeniem, a ja grabiłam i znosiłam wszystko w jedno miejsce, żeby szybko trawę przerobić na kompost. Gniazdo os było w ziemi, dlatego podczas koszenia zostało naruszone. Scena była trochę jak z filmu – Damian ruszył delikatnie to miejsce, w którym miały swoje gniazdo, poszedł dwa kroki dalej, a za nim zrobiło się ciemno od os.
Pierwsze, o czym pomyślałam, to numer alarmowy 112 i wezwanie Straży Pożarnej. Szukaliśmy też kontaktu z lokalną OSP. Jesteśmy “nowi” we wsi, więc nie mamy jeszcze kontaktów do właściwych osób. Od naszej sąsiadki dostaliśmy numer telefonu do sołtysa, jednak to nic nie dało. Za pierwszym razem, kiedy zadzwoniłam na numer 112, dyspozytor mnie olał – powiedział, że to nie jest zagrożenie i że mam sobie radzić.
Rozumiem, że to teren prywatny i ja, jako właściciel, sama odpowiadam za to, co się dzieje na działce. W zasadzie to nie wiem, czy jest jakieś zagrożenie, bo ani mnie, ani Damiana nigdy osa nie użądliła i nie wiem, czy ktoś z nas nie jest uczulony.
Spróbowałam drugi raz, już z większą asertywnością i oczekiwaniem, że chciałabym dostać numer do Państwowej Straży Pożarnej w naszej gminie, która mogłaby wysłać do nas OSP. Udało się zdobyć numer – tym razem trafiłam na innego dyspozytora.
Rozmowa z Panem z Państwowej Straży Pożarnej była zupełnie inna. Pewnie już opadły mi emocje, mogłam na spokojnie wyjaśnić, co się dzieje. Osoba z lokalnego środowiska wydała mi się bliższa. Otrzymałam informację, że zostanie przydzielona pomoc z OSP, i faktycznie, po niespełna 30 minutach pojawił się wóz strażacki ze strażakami z Ochotniczej Straży Pożarnej. Przekazaliśmy informacje, co się stało i gdzie znajduje się gniazdo os.
Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej ubrali się w odpowiednie stroje i zaczęli usuwać gniazdo. Do tego celu potrzebowali gaśnic – użyli tych na osy i szerszenie, które są dostępne w każdym większym sklepie i markecie budowlanym. Następnie przenieśli gniazdo do worka, a nam kazali obserwować miejsce przez kolejne 24 godziny – czy osy nie wrócą do tego gniazda i czy aby na pewno wszystkie zostały uprzątnięte.
Po tym zdarzeniu Damian zamówił dla nas takie gaśnice, które trzymamy w blaszaku. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli z nich korzystać w przyszłości.
Dajcie znać, czy u Was pojawiły się kiedykolwiek gniazda owadów?
Aha, z racji tego, że Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej nie posiadają swoich pieniędzy. W naszej gminie działa to w ten sposób, że za zużyte gaśnice musieliśmy zapłacić. Pytałam kolegę, który należy do Ochotniczej Straży Pożarnej w innej miejscowości – powiedział, że u nich jest podobnie. Strażacy proszą o odkupienie zużytych gaśnic do usuwania owadów.